Dzisiejsza „Rzeczpospolita” w tekście p.t. „Praca prokuratorów będzie podlegała ocenie” cytuje wypowiedź obecnego Ministra Sprawiedliwości Jarosła Gowina. Według dziennika twierdzi on, że „po skierowaniu aktu oskarżenia do sądu, na rozprawy trafiają prokuratorzy przypadkowi, często nieznający szczegółów sprawy”. Zdaniem ministra zwiększa to ryzyko wydawania niesprawiedliwych wyroków. Remedium na taki stan rzeczy ma być taka zmiana ustroju prokuratury, by każdy z prokuratorów prowadził sprawę od początku do końca tj. od zawiadomienia o przestępstwie, aż do zamknięcia sprawy prawomocnym wyrokiem.
Moim zdaniem taka koncepcja jest całkowicie nietrafna.
Zarówno ze względów formalno-ustrojowych, ale także czysto praktycznych.
Możliwość popierania sprawy przez każdego z prokuratorów uważam za wielką wartość obecnego ustroju prokuratury. Także ze względów czysto praktycznych. Nie każdy, kto doskonale poprowadził postępowanie przygotowawcze będzie równie dobry na rozprawie, czy jako autor ewentualnej apelacji. Czasem po prostu przydaje się świeże spojrzenie.
Bez wzlędu jednak na to, kto stawi się na rozprawie – zawsze konieczne będzie zapoznanie się z aktami sprawy. Po prostu trzeba to zrobić. Sprawę, w której się występuje po prostu trzeba znać.
Dodatkowo konieczność popierania aktu oskarżenia przez jednego konkretnego prokuratora może spowodować przedłużenie postępowania. W przypadku realizacji zamierzeń ministra, kolejne terminy rozprawy będą bowiem uzależnione nie tylko od czasu sędziego i obrońcy, któremu wszak przysługuje możliwość skorzystania z substytucji, czyli mówiąc bardzo kolokwialnie – ustanowienia swojego zastępcy. Dojdzie kolejny podmiot, do którego sąd będzie dostosowywał wyznaczany termin rozprawy.
Przedstawiana przez Jarosława Gowina koncepcja nie jest jego nowatorskim pomysłem. Pojawiały się już wcześniej, wielokrotnie. Szczęśliwie nie zostały zrealizowane. Czy teraz ustrój prokuratury ulegnie pod wpływem polityków?
Oby nie..
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }